sobota, 6 października 2012

Rozdział 36 Kłótnia

 Narrator 

    Czemu jak jesteśmy za długo szczęśliwi to musi nas spotkać coś nie dobrego. Czy jak niektórzy mówią: Być szczęśliwym- to nie jest dobry znak. To dowodzi, że nieszczęście spóźniło się na pociąg i zaraz się pojawi. Wniosek z tego taki jak jesteśmy szczęśliwi to przygotujmy się na podwójną dawkę nieszczęść.


Zayn

   To co zobaczyłem w dzisiejszej gazecie dobiło mnie. Ostatnie kilka dni nie dodałbym do udanych z Emili ciągle się o coś kłóciliśmy. Wściekły wróciłem do swojego pokoju, Emili właśnie wychodziła z łazienki.
- Po wiesz mi co to jest?- zapytałem wściekły pokazując jej gazetę.
- To gazeta.- odpowiedziała
- To wiem, chodzi mi o zdjęcie.- Emili wzięła ode mnie gazetę i spojrzała na zdjęcie.
- No ja i Ian.- robiłem się coraz bardziej wściekły.- Ty jesteś zazdrosny.- stwierdziła śmiejąc się.- Ja i Ian. Zayn zwariowałeś?
- Wiesz gdyby nie to pieprzone zdjęcie na pewno nie wpadłbym na to.
- Zayn on mnie tylko przytulił. Zakręciło mi się w głowie, gdyby nie on leżałabym na ziemi.- odpowiedziała. Była na mnie wściekła. Odwróciła się do mnie tyłem i wyszła na balkon. Cholera. Czemu nie mogłem jej tak po prostu uwierzyć.- Nie wierzę, że bardziej wierzysz tym kretynom co zarabiają na ludzkich problemach niż mnie.
- Czemu mi nie powiedziałaś?- zapytałem, stałem teraz na balkonie razem z nią.
- Jak? Powiedz mi jak? Zayn w ostatnim czasie nic innego nie robimy tylko mamy do siebie ciągłe pretensje, albo się mijamy.
- Wiesz gdyby nie te twoje ciągłe próby.
- Moje próby- zaśmiała się, podpaliła papierosa którym od dobrej minuty bawiła się w rękach.- Zayn ty nagrywasz płytę, nie mam do ciebie o to pretensji.
- Tobie nie wolno palić.- upomniałem ją
- Wierz co odpieprz się ode mnie. Najpierw masz pretensje o zdjęcie w jakimś pismaku, teraz o papierosy, za chwilę nie będzie mi wolno oddychać, bo szanownemu panu Malikowi to przeszkadza. Ty też palisz i nie mam do ciebie pretensji, że śmierdzisz dymem na kilometr.
- Chodzi mi o twoje zdrowie.
- Gdyby cię ono obchodziło, nie palił byś. Wiesz co uspokoisz się to do mnie zadzwoń.- ominęła mnie i wyszła. Widziałem ją z balkonu jak wychodzi z domu.
- Emili zaczekaj.- krzyknąłem do niej. Nie zatrzymała się.- Przepraszam.- odwróciła się i uśmiechnęła. Chciałem sam siebie strzelić po gębie, że doprowadziłem ją do płaczu.- Kocham cię.- powiedziałem. Ona nie odpowiedziała, widziałem jak uśmiech znika jej z twarzy i ląduje na ziemi. Wybiegłem z pokoju jak oparzony, chwile później byłem już przy mojej Emili. Blada leżała na ziemi. - Emili, proszę otwórz oczy.- prosiłem, była blada.- Emili proszę zrobię wszystko, tylko otwórz oczy. Rzucę palenie, tylko proszę obudź się.
 Ona nie reagowała a ja czułem się coraz bardziej bezsilny. Po kieszeniach zacząłem szukać telefonu. Cholera został na górze. Przejrzał jej torebkę, natrafił na mały metalowy przedmiot. Inhalator. Dobrze, że lekarstwo pomogło. Kolory wróciły na jej twarz, otworzyła oczy. Ulżyło mi.
- Zayn, słabo mi.- powiedziała prawie niesłyszalnym szeptem.
- Jedziemy do lekarza.- nie protestowała, wziąłem ją na ręce i zaniosłem do samochodu. Załamałem całkiem sporo przepisów drogowych, ale już po 10 minutach byłem pod szpitalem. Niosłem ją na rękach, na korytarzu spotkałem jej ojca.
- Zayn co się stało?- zapytał mnie zaniepokojony.
- Zemdlała.- zdołałem tylko tyle z siebie wyrzucić.
    Położyłem ją na łóżku. Lekarza zaczęli się kręcić wokół niej, w końcu ktoś mnie wyprowadził na korytarz. Te kilka minut jakie kazano mi czekać na korytarzu ciągnęły się w nieskończoność, ale w końcu mogłem ją zobaczyć. Leżała na łóżku, już przytomna, podłączyli ją do kroplówki.
- Emili.- powiedziałem i mocno ją przytuliłem.- Przepraszam cię. Już nigdy nie będę się na ciebie wściekał i obiecuje rzucę palenie.
- Wariacie dusisz mnie.- powiedziała. Odsunąłem się od niej.- Kto ci kazał mnie puszczać?- zapytała. Znowu trzymałem ją w ramionach. Wszystko było na swoim miejscu. Do pokoju wparowali Harry i Izz.
- Matko jak dobrze, że ci nic nie jest.- powiedziała Izz z wyraźną ulgą.
- Zayn po co ich martwiłeś.
- To nie Zayn, tylko twój tata odebrał telefon. My wracamy, a tam cały dom pootwierany, na podjeździe wala się zawartość twojej torebki razem z inhalatorem. - odpowiedziała Izz
- Nic mi nie jest. Zayn poszedłbyś po mojego tatę.
- Już się robi kochanie.

Izabella

   Myślałam, że dostanę zawału. Wracamy z Harrym do domu chłopaków, a tam wszystko pootwierane, a na podjeździe wala się torebka Emili. Zayn nie odbierał, dobrze, że jej tata coś wiedział.
- Wiesz jak ja się przestraszyłam.- powiedziałam do Emili.- Myślałam, że napadły was jakieś nienormalne fanki.
- Nic mi nie jest.- stwierdziła
- Właściwie coś ci jest.- powiedział jej tata wchodząc do sali.- Masz anemię, więc jeżeli masz ochotę pojechać na te warsztaty to radzę ci przystopować. A ty drogi chłopcze musisz jej przypilnować, bo ona czasem nie zna umiaru.
- Będę jej pilnował.- oświadczył Zayn.
- Trzymam cię za słowo.
- Tatusiu kiedy będę mogła z tą wyjść?
- Najwcześniej jutro.-odpowiedział pan Thomas.
- Szkoda, nie pójdę na wasz koncert. - stwierdziła smutna Emili.
- Jak ty nie idziesz to ja też chłopacy sobie jakoś poradzą.- powiedział Zayn.
- Chyba zwariowałeś. Marsz mi na koncert. Harry masz go zawieźć na halę. Kotek a jak tam nie dotrzesz to będę wiedziała i kiepsko będzie z tobą.- rozkazała mu Emili.-Mam zamiar oglądać koncert w telewizji.
- Dobra pojadę ale robie to tylko dla ciebie.
- To marsz na próbę bo Paul zaraz będzie dzwonił.
    Cała nasza czwórka z ociąganie wyszła z sali, przed wyjściem zostawiłem Emili telefon, który wzięłam z podjazdu.

____________________________________________________________________
W końcu skończyłam. Chciałam dodać jeszcze wczoraj, ale cały weekend spędzam z moim Gabrysiem. Czekam na komentarze.




2 komentarze: