Izabella
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Zignorowałam je, ale ten ktoś nie dawał za wygraną. Półprzytomna zwlekłam się z łóżka i otworzyłam drzwi. Za nimi stał tata w bardzo wyśmienitym humorze. Spojrzałam na niego z wściekłością.
- Córeczko jak chcesz ze mną jechać to radziłbym ci się ruszać, jest już 8.30.- powiedział bardzo radosny ojczulek.
- Będę gotowa za jakieś 20 minut.- powiedział i zamknęłam drzwi za nim zdążył cokolwiek powiedzieć.
Szybko skoczyłam pod prysznic. Owinięta w ręcznik wyszłam po ciuchy. Zanim znalazłam to co chciałam<klik>założyć zrobiłam niezły bałagan w całej garderobie. Ubrałam się i lekko podsuszone włosy zebrałam w luźny kok, a grzywkę spięłam do góry. Lekko się podmalowałam ( co robiłam bardzo rzadko). Gotowa zeszłam do kuchni. Tata z mamą o czymś dyskutowali, a Leo czytał gazetę jedząc tosty z dżemem. Podeszłam do niego i z przed samego nosa zabrałam mu ostatniego tosta.
- Ej młoda jak chciałaś to było powiedzieć może bym ci ją oddał.- krzyknął na mnie oburzony jakby nie wiem co mu zabrała.
- Żarłoku ja tylko staram się dbać o twoją linię. Jak tak dalej będziesz się obżerał to utyjesz i rzuci cię ta dziewczyna. Bo nie wiem jak zdesperowana musiałaby być aby chodzić z facetem rozmiarów zapaśnika sumo.- wyjaśniłam
- Co ja wcale się nie obżeram.- zaprzeczył Leo.
- Obżerasz się- stwierdzili jednocześnie rodzice.
- To nie ja jem co wieczór tabliczkę czekolad.- wytknął mi mój nałóg. Nie umiałam zasnąć dopóki nie zjadłam chociaż odrobiny czekolady. W pokoju miałam swój prywatny zapas.
- Tyko, że ja mam idealną przemianę materii i nie wożę swojego tyłka samochodem tylko spaceruję.
- Ona ma rację.- powiedział tata.
- I ty przeciwko mnie.- gorzko stwierdził Leo patrząc na tatę zabójczym wzrokiem.
- Nie wściekaj się braciszku, ale powinieneś zacząć dbać o siebie.- czasami tylko ja umiałam go uspokoić.
- Dobra mogę przyznać wam rację, ale teraz muszę spadać na zajęcia.- zgodził się z nami Leo wychodząc z kuchni.
- Ja też będę się zbierać.- powiedziała mama i pocałowała tatę na pożegnanie.
Z tatą zostaliśmy sami w kuchni. Dziwnie mi się przyglądał. Coś go gryzło tylko bał się o tym powiedzieć.
- Ej młoda jak chciałaś to było powiedzieć może bym ci ją oddał.- krzyknął na mnie oburzony jakby nie wiem co mu zabrała.
- Żarłoku ja tylko staram się dbać o twoją linię. Jak tak dalej będziesz się obżerał to utyjesz i rzuci cię ta dziewczyna. Bo nie wiem jak zdesperowana musiałaby być aby chodzić z facetem rozmiarów zapaśnika sumo.- wyjaśniłam
- Co ja wcale się nie obżeram.- zaprzeczył Leo.
- Obżerasz się- stwierdzili jednocześnie rodzice.
- To nie ja jem co wieczór tabliczkę czekolad.- wytknął mi mój nałóg. Nie umiałam zasnąć dopóki nie zjadłam chociaż odrobiny czekolady. W pokoju miałam swój prywatny zapas.
- Tyko, że ja mam idealną przemianę materii i nie wożę swojego tyłka samochodem tylko spaceruję.
- Ona ma rację.- powiedział tata.
- I ty przeciwko mnie.- gorzko stwierdził Leo patrząc na tatę zabójczym wzrokiem.
- Nie wściekaj się braciszku, ale powinieneś zacząć dbać o siebie.- czasami tylko ja umiałam go uspokoić.
- Dobra mogę przyznać wam rację, ale teraz muszę spadać na zajęcia.- zgodził się z nami Leo wychodząc z kuchni.
- Ja też będę się zbierać.- powiedziała mama i pocałowała tatę na pożegnanie.
Z tatą zostaliśmy sami w kuchni. Dziwnie mi się przyglądał. Coś go gryzło tylko bał się o tym powiedzieć.
- Mów o co chodzi bo zwariuję.- rozkazałam.
- Zmieniłaś się. Jesteś taka...- nagle przerwał swój wywód jakby ie umiał znaleźć odpowiednich słów.
- Jaka?- zapytałam
- Nie przypominasz już tej mojej małej córeczki, która bała się cokolwiek powiedzieć.- odpowiedział.
- Co?- zdziwiło mnie to. Ja w sobie nie widziałam żadnej zmiany.- Jestem taka jak zawsze tylko nieco starsza.
- Ja swoje wiem.- powiedział. Ostatnio to chyba jego ulubione powiedzonko.- Trzeba jechać.
Bez słowa skierowałam się do samochodu. Praktycznie całą drogę nie odzywaliśmy się. W radiu akurat leciała piosenka One Direction What Makes You Beautiful. Pogłośniłam radio i zaczęłam sobie nucić pod nosem.
- Nie wiedziałam, że ich lubisz.- odezwała się w końcu tata.
- Bo nie lubię. Cama ma na ich punkcie świra, a mi podoba się ich kilka kawałków. Trzeba przyznać mają talent.
- Izz ty też masz talent.- o nie on znowu zaczyna.
- Ty tak mówisz bo jesteś moim ojcem. Czujesz się w obowiązku chwalić swoje dzieci. Nie martw się to nie tylko twoja przypadłość.
- Nie tylko ja tak uważam.
- Podaj przykład.
- Peter i Paul. Oboje znają się całkiem dobrze na muzyce.
- Tato oni mnie kochają więc tak mówią.- nie dawałam za wygraną.
- To zaśpiewaj dla kogoś nieznajomego i zapytaj go o zdanie.- zaproponował tata.
- Nie muszę, ja swoje wiem.- Byłam na niego wściekła.
- Po prostu tchórzysz.- on mnie po prostu prowokował.
- Nie tchórzę. Tylko ja nie muszę się o niczym przekonać.
- TCHÓRZ.- tata powtarzał te słowo raz po raz coraz bardziej mnie wkurzając.
- Dobrze. Zaśpiewam, dziś w studio, ale tylko pod jednym warunkiem.- przegrałam wojnę sama ze sobą i dałam się sprowokować.
- Jaki?
- Do egzaminów i po nich mam wolne od szkoły.
- Dobra. Umowa stoi.- warunki naszej umowy były jasne. Ja miałam zaśpiewać w zamian za cały miesiąc wolnego.
Wysiadłam z samochodu i od razu skierowałam się do studia nagrań. Podłączyłam iPoda, wybrałam odpowiednią piosenkę, włączyłam interkom. I zaczęłam śpiewać Victoria Justice You're the reason
_________________________________________________________________________
- Zmieniłaś się. Jesteś taka...- nagle przerwał swój wywód jakby ie umiał znaleźć odpowiednich słów.
- Jaka?- zapytałam
- Nie przypominasz już tej mojej małej córeczki, która bała się cokolwiek powiedzieć.- odpowiedział.
- Co?- zdziwiło mnie to. Ja w sobie nie widziałam żadnej zmiany.- Jestem taka jak zawsze tylko nieco starsza.
- Ja swoje wiem.- powiedział. Ostatnio to chyba jego ulubione powiedzonko.- Trzeba jechać.
Bez słowa skierowałam się do samochodu. Praktycznie całą drogę nie odzywaliśmy się. W radiu akurat leciała piosenka One Direction What Makes You Beautiful. Pogłośniłam radio i zaczęłam sobie nucić pod nosem.
- Nie wiedziałam, że ich lubisz.- odezwała się w końcu tata.
- Bo nie lubię. Cama ma na ich punkcie świra, a mi podoba się ich kilka kawałków. Trzeba przyznać mają talent.
- Izz ty też masz talent.- o nie on znowu zaczyna.
- Ty tak mówisz bo jesteś moim ojcem. Czujesz się w obowiązku chwalić swoje dzieci. Nie martw się to nie tylko twoja przypadłość.
- Nie tylko ja tak uważam.
- Podaj przykład.
- Peter i Paul. Oboje znają się całkiem dobrze na muzyce.
- Tato oni mnie kochają więc tak mówią.- nie dawałam za wygraną.
- To zaśpiewaj dla kogoś nieznajomego i zapytaj go o zdanie.- zaproponował tata.
- Nie muszę, ja swoje wiem.- Byłam na niego wściekła.
- Po prostu tchórzysz.- on mnie po prostu prowokował.
- Nie tchórzę. Tylko ja nie muszę się o niczym przekonać.
- TCHÓRZ.- tata powtarzał te słowo raz po raz coraz bardziej mnie wkurzając.
- Dobrze. Zaśpiewam, dziś w studio, ale tylko pod jednym warunkiem.- przegrałam wojnę sama ze sobą i dałam się sprowokować.
- Jaki?
- Do egzaminów i po nich mam wolne od szkoły.
- Dobra. Umowa stoi.- warunki naszej umowy były jasne. Ja miałam zaśpiewać w zamian za cały miesiąc wolnego.
Wysiadłam z samochodu i od razu skierowałam się do studia nagrań. Podłączyłam iPoda, wybrałam odpowiednią piosenkę, włączyłam interkom. I zaczęłam śpiewać Victoria Justice You're the reason
I don't want to make a scene
I don't want to let you down
Try to do my own thing
And I'm starting to figure it out
That it's alright
Keep it together wherever we go
And it's alright, oh well, whatever
Everybody needs to know
You might be crazy
Have I told that I love you?
You're the only reason that I'm not afraid to fly
And it's crazy that what want could change me
Now no matter what it is I have to do, I'm not afraid to try
And you need to know that you're the reason why
I don't even care when they say
You're a little bit off
Look me in the eye, I say
I could never get enough
'Cause it's alright
Keep it together wherever we go
And it's alright, oh well, whatever
Everybody needs to know
You might be crazy
Have I told you lately that I love you?
You're the only reason that I'm not afraid to fly
And it's crazy that what want could change me
Now no matter what it is I have to do, I'm not afraid to try
And you need to know that you're the reason why
If it was raining, you would yell at the sun
Pick up the pieces when the damage is done
You say it's just another day in the shade
Look at what a mess we made
You might be crazy
Have I told you lately that I love you?
You're the only reason that I'm not afraid to fly
You might be crazy
Have I told you lately that I love you?
You're the only reason that I'm not afraid to fly
And it's crazy that what want could change me
Now no matter what it is I have to do, I'm not afraid to try
And you need to know that you're the reason why
I don't wanna make a scene, I don't wanna let you down...
Gdy skończyłam śpiewać, zobaczyłam za sobą chłopaków z One Direction. Patrzyli na mnie oczami wielkimi ze zdziwienia.
- Wow, to było naprawdę niezłe.- odezwał się, któryś z nich.
Nie zwracałam uwagi na to co mówili, wybiegłam z pokoju ze łzami w oczach, słyszałam tylko jak Harry za mną krzyczy.
Harry
Rano wstałem jako pierwszy z chłopaków, co było dziwne bo trudno mnie ściągnąć rano z łóżka. Byłem podekscytowany tym, że znowu ją spotkam. Bardzo ją polubiłem, a znałem ja tylko jeden dzień. Skoczyłem pod prysznic, ubrałem się i ułożyłem swoje włosy. Zeszłam na dół zrobić śniadanie. W kuchni siedział już największy żarłok świata Niall. Czasem się zastanawiam gdzie on to wszystko mieści.
- Cześć zostawiłeś coś dla innych?- zapytałem.
- Tak, są jeszcze marchewki.- odpowiedział z buzią pełną jedzenia.
- Chcesz, żeby Lou mnie zabił, za to, że zjadłem mu jego pomarańczowych przyjaciół.- zajrzałem do lodówki, wziąłem karton z mlekiem i postanowiłem zjeść płatki. Do kuchni pomału schodzili się chłopacy. Każdy zadawał to samo pytanie Niallowi, a blondynek za każdym razem odpowiadał tak samo. Louis był wspaniałomyślny i zaproponował, że podzieli się z nimi marchewkami.
- A może zjemy śniadanie na mieście.- zaproponował Daddy Direcion's.
- Z chęcią.- jednomyślnie stwierdziliśmy, że jemy śniadanie na mieście. Po smaczny śniadaniu, udaliśmy się do studia.
Gdy tyko weszliśmy do biura, usłyszeliśmy z chłopakami najpiękniejsze wykonanie tej piosenki. Słyszałem ją kilka razy, ale ta wersja podobała mi się bardziej. Nie miałem wątpliwości kto to śpiewał. Od razu wiedziałem, że to Izabella śpiewa. Pędem pognałem do studia nagrań, zobaczyłem ją przy mikrofonie. Śpiewała z zamkniętymi oczami. Ten widok, był najcudowniejszy jaki sobie mogłem wyobrazić. Skończyła śpiewać i spojrzała na nas nieco zakłopotana. Na jej śliczną twarz wpełzł uroczy rumieniec.
- Wow, to naprawdę był niezłe.- stwierdził Liam, chciałem przyznać mu rację, ale zauważyłem jak w oczach Izabelli pojawiają się łzy, i jak wymija nas i wybiega ze studia.
Pobiegłem za nią, krzyczałem aby poczekała, ale ona uparcie biegła przed siebie. Schowała się za jakimiś drzwiami. Otworzyłem je, był to składzik na miotły. Siedziała w kącie skulona i płakała. Podszedłem do niej, spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
- Czemu uciekłaś?- zapytałem.
- Czemu za mną przylazłeś.
- Martwię się. Przecież to było piękne.- powiedziałem
- Tylko tak mówisz.
- Możesz zapytać się każdego w tym biurowcu. Masz wielki talent, tylko za bardzo paraliżuje cię strach.
- Boję się opinie innych.- powiedziała.
- To już jakiś krok na przód. Przyznałaś sie do swojego strachu. Teraz zrobimy jeszcze jeden krok.
- Jaki?- zapytała
- Pójdziesz ze mną do studia i wysłuchasz opinii.
- Dobrze. - zgodziła się, pomogłem jej podnieść się z podłogi. Przytuliła mnie i powiedziała.- Jesteś super przyjacielem.
Przyjacielem. Ja nie chciałem być tylko jej przyjacielem.
- Cześć zostawiłeś coś dla innych?- zapytałem.
- Tak, są jeszcze marchewki.- odpowiedział z buzią pełną jedzenia.
- Chcesz, żeby Lou mnie zabił, za to, że zjadłem mu jego pomarańczowych przyjaciół.- zajrzałem do lodówki, wziąłem karton z mlekiem i postanowiłem zjeść płatki. Do kuchni pomału schodzili się chłopacy. Każdy zadawał to samo pytanie Niallowi, a blondynek za każdym razem odpowiadał tak samo. Louis był wspaniałomyślny i zaproponował, że podzieli się z nimi marchewkami.
- A może zjemy śniadanie na mieście.- zaproponował Daddy Direcion's.
- Z chęcią.- jednomyślnie stwierdziliśmy, że jemy śniadanie na mieście. Po smaczny śniadaniu, udaliśmy się do studia.
Gdy tyko weszliśmy do biura, usłyszeliśmy z chłopakami najpiękniejsze wykonanie tej piosenki. Słyszałem ją kilka razy, ale ta wersja podobała mi się bardziej. Nie miałem wątpliwości kto to śpiewał. Od razu wiedziałem, że to Izabella śpiewa. Pędem pognałem do studia nagrań, zobaczyłem ją przy mikrofonie. Śpiewała z zamkniętymi oczami. Ten widok, był najcudowniejszy jaki sobie mogłem wyobrazić. Skończyła śpiewać i spojrzała na nas nieco zakłopotana. Na jej śliczną twarz wpełzł uroczy rumieniec.
- Wow, to naprawdę był niezłe.- stwierdził Liam, chciałem przyznać mu rację, ale zauważyłem jak w oczach Izabelli pojawiają się łzy, i jak wymija nas i wybiega ze studia.
Pobiegłem za nią, krzyczałem aby poczekała, ale ona uparcie biegła przed siebie. Schowała się za jakimiś drzwiami. Otworzyłem je, był to składzik na miotły. Siedziała w kącie skulona i płakała. Podszedłem do niej, spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
- Czemu uciekłaś?- zapytałem.
- Czemu za mną przylazłeś.
- Martwię się. Przecież to było piękne.- powiedziałem
- Tylko tak mówisz.
- Możesz zapytać się każdego w tym biurowcu. Masz wielki talent, tylko za bardzo paraliżuje cię strach.
- Boję się opinie innych.- powiedziała.
- To już jakiś krok na przód. Przyznałaś sie do swojego strachu. Teraz zrobimy jeszcze jeden krok.
- Jaki?- zapytała
- Pójdziesz ze mną do studia i wysłuchasz opinii.
- Dobrze. - zgodziła się, pomogłem jej podnieść się z podłogi. Przytuliła mnie i powiedziała.- Jesteś super przyjacielem.
Przyjacielem. Ja nie chciałem być tylko jej przyjacielem.
_________________________________________________________________________
Oto dwie nowe postacie.
Peter Anders- brat bliźniak Daniella Andersa, mieszka w Nowym Yorku, z zawodu jest łowcą talentów. Od czasu do czasu lubi sobie powystępować na scenie. Jest utalentowany muzycznie, potrafi zagrać na prawie wszystkim
Paul- menadżer One Direction, najlepszy przyjaciel Daniella Andersa, ojciec chrzestny Izabelli.
super
OdpowiedzUsuńczekam nn